The Morning FOGs 

  

Fikcja literacka Pawła Suligi


Marzec 2021

Przejście żuka leśnego

Otaczająca nas rzeczywistość obfituje w historie zwyczajne - zwyczajne jedynie z pozoru. W dzisiejszym wywiadzie pytamy żuka leśnego o porywającą historię jego przejścia. Warto zaznaczyć, iż nie będzie to opowieść o tym jak przechodził przez drogę dwupasmową, choć z pewnością to temat na równie emocjonujący materiał. Nasz gość - Larry Forester - zgodził się udzielić wywiadu o przejściu na tamten świat.

Redakcja: Zacznijmy od początku, a właściwie od końca. Jak wyglądał kres twojego życia?
Żuk leśny: Cieszę się, że mogę odpowiedzieć na to pytanie, większość uważa te zagadnienia za trudne i dołujące, zupełnie niepotrzebnie. Zbyt mocno skupiamy się na własnym smutku, zapominając o zamarłym, który przecież jest o niebo wyżej i który przecież zawsze pragnął naszego szczęścia. Zapominamy o tym i to mnie poważnie martwi.

Redakcja: Czy dlatego właśnie zgodziłeś się na ten wywiad?
Żuk leśny: Po części tak, bo przecież nie po to żeby robić z siebie nie wiadomo jaką gwiazdę, w końcu to śmierć jak setki miliardów innych, a ja byłem zwyczajnym leśnym żukiem. Tak czy inaczej uważam to za niesamowicie ciekawe przeżycie, w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Redakcja: Rozumiem. Wróćmy do pierwszego pytania. Pytaliśmy o kres twojego życia.
Żuk leśny: Ach tak. Trudno mi określić, w którym momencie rozpoczął się rzeczywisty kres. Wyróżnił bym tu dwa etapy, a dokładniej trzy. Pierwszy etap to ciąg wydarzeń w dniu przejścia. Drugi rozciąga się w strefie bez granic, a trzeci jest ostatecznym przejściem.

Redakcja: Brzmi dość niejasno.
Żuk leśny: Właśnie. Zacznę od biegu ostatnich wydarzeń.

Redakcja: Prosimy.
Żuk leśny: To był zwyczajny letni dzień, leciałem gdzieś jak zwykle, nie pamiętam po co. Nagle powiew wiatru zniósł mnie z trasy, na tyle mocno że wyleciałem z lasu, pamiętam jak lekko oślepiło mnie słońce. Nie wiedziałem gdzie jestem, jednak wcale mi to nie przeszkadzało, leciałem dalej trwało to chwilę może dwie. Postanowiłem wylądować i złapać oddech. Jak się okazało znalazłem się na piaszczystej plaży. Od tamtego momentu wiedziałem, że mój dzień nie będzie łatwy.

Redakcja: A to czemu?
Żuk leśny: Od małego mieszkam nad morzem i każdy wypad na plaże kończył się porażką. Nie znajdziesz tam pożywienia, słońce piekli okrutnie, a o spotkaniu znajomych możesz zapomnieć.

Redakcja: Faktycznie nic ciekawego.
Żuk leśny: Tym razem miałem szczególnego pecha. Przy lądowaniu ziarnko piasku zakleszczyło się między skrzydłami z lewej strony - chitynowym (tym z połyskiem trochę dla szpanu, a trochę dla osłony), i tym zwyczajnym (jak u muchy - do latania). Zostałem uziemiony, jedynym wyjściem była długa wędrówka przez plażę do lasu i czekanie na zmiany atmosferyczne. Zmiana ciśnienia, temperatury, wiatru, wilgotności, nasłonecznienia, czy opady deszczu to duża szansa aby pozbyć się piasku spod skrzydeł.

Redakcja: Miałeś wcześniej takie doświadczenie?
Żuk leśny: Może raz czy dwa. Za każdym razem wpadałem w panikę, myślałem sobie, że nigdy więcej nie będę mógł latać. A kiedy zdarzy się to z dala od domu, na piasku po którym trudno się poruszać, niepokój jest jeszcze większy.

Redakcja: Pojawiły się czarne myśli?
Żuk leśny: Wiedziałem że mogę zginąć, ale postanowiłem po prostu iść. To było jak podróż przez pustynię. Żar lal się z nieba, dokoła nawet ułamka kropli wody. Z każdą chwilą byłem słabszy, stawałem się nieobecny. Moja świadomość wróciła do sił dopiero kiedy znalazłem się na grzbiecie, bezskutecznie usiłując wstać.

Redakcja: To chyba równie stresujące co piasek pod skrzydłem?
Żuk leśny: Oj! zdecydowanie straszniejsze - wiele żuków ma o tym koszmary senne. W takiej chwili czujesz lęk i przerażenie, towarzyszy temu gigantyczny skok adrenaliny. Dlatego mimo wycieńczenia odzyskałem przytomność. Starałem się robić wszystko żeby się obrócić.

Redakcja: Udało się?
Żuk leśny: Nie. To znaczy byłem na dobrej drodze, ale niespodziewanie przysypała mnie lawina piachu.

Redakcja: Jak to?
Żuk leśny: Mogę się tylko domyślać jak to się stało. Zapewne jakiś człowiek przechodził w pobliżu zdarzenia i postawił stopę na wzgórku obsypując piach do doliny gdzie akurat toczył się mój dramat.

Redakcja: Jej, to musiał być koszmar.
Żuk leśny: W ciągu milisekund nastała ciemność, nie mogłem nic zrobić. Z całych sił próbowałem ruszać odnóżami. Nie drgnęło ani jedno ziarenko otaczających mnie głazów. I tu rozpoczął się drugi etap mojego kresu. trafiłem do strefy niemającej granic.

Redakcja: Strefa niemająca granic?
Żuk leśny: Własnie tak. W końcu wszystko, wewnątrz i na zewnątrz mnie, wyciszyło się. Nie wiem, czy zrozumiałem, że to koniec, czy po prostu straciłem siły. Czekałem. Trudno mi to nazwać, ale to był czas oczekiwania, bez oczekiwania czegokolwiek.

Redakcja: To niezwykle ciekawe, co było później?
Żuk leśny: Trudno to nazwać "później", bo czas przestał istnieć. Pamiętam, że nastąpił niewiarygodnie jasny rozbłysk światła. To wszystko.

Redakcja: Jak rozumiem właśnie to zdarzenie określasz ostatecznym przejściem?
Żuk leśny: Dokładnie, to ostatni etap jaki wyróżniam jeśli chodzi o zakończenie mojego życia.

Redakcja: Jak chciałbyś podsumować tą historię? Czy czegoś Cię nauczyła, masz jakieś przemyślenia?
Żuk leśny: Głównie nie mam żadnych przemyśleń. Może to dla tego, że jestem żukiem leśnym i nad wieloma rzeczami po prostu się nie zastanawiam. Mogę tylko powiedzieć, że całe moje życie było świetną przygodą. Tragicznie zakończenie też jakoś przeżyłem (hehe).

Redakcja: Widzę, że poczucie humoru Cię nie opuściło. W takim razie pozostawiamy czytelników samych z refleksjami na temat Twojej historii. Do usłyszenia.
Żuk leśny: Latajcie ostrożnie!

Wywiad z żukiem leśnym porusza trudny temat, ale redakcja ma nadzieję, że nie będzie to inspiracja do samobójstw. Śmierć to nieunikniony etap naszej wędrówki. Jedyne co nam możemy zrobić, to dożyć końca swojego życia. Natomiast tych, którzy trafili na tamten świat, nie zaprzątajmy ziemskimi żalami.


Kwiecień 2020

Ślimak Norman złapany poza domem

W nocy z 31 marca na 1 kwietnia br. Norman F. złamał zasady obowiązującej go kwarantanny opuszczając dom. Miejscowa policja zatrzymała ślimaka nakładając na niego grzywnę wysokości 5 tysięcy zł. Ślimak odmówił przyjęcia mandatu, sprawa trafi do sądu. Świadkowie zdarzenia twierdzą, że zajście miało miejsce tuż po północy, co zgodnie z nowymi obostrzeniami rządu, może oznaczać karę dużo wyższą, bo sięgającą nawet 30 tysięcy zł. W procederze miała brać udział również Ćma Jessica, która przemieszczała się wraz z nim, nie zachowując wymaganego dystansu 2 metrów. Ćma odleciała z miejsca zatrzymania i obecnie odmawia składania zeznań w tej sprawie.



Marzec 2020

Vincent Tworzywo - szczerze o koronawirusie

Vincent Tworzywo, nieznany krytyk filmowy opowiada o tym, co do jego codzienności wniosła światowa pandemia wirusa COVID-19, oraz czy ludzkość czeka wielki skok cywilizacyjny w dół?

Redakcja: Panie Vincencie, jak Pan ocenia całą sytuację wywołaną przez wirusa z Wuhan?
Vincent Tworzywo: Od jakiegoś czasu nie śledzę informacji na ten temat. Mam to szczęście, że wirus z koroną nie dotknął ani mnie, ani nikogo z rodziny, ani ze znajomych. Jak to mówią złego diabli nie biorą. Nie twierdzę jednak, że nie należy zachować ostrożności.

Redakcja: Czyli zamknięcie szkół, uczelni, galerii i muzeów to była dobra decyzja ze strony władz?
Vincent Tworzywo: Tak, uważam że to była bardzo dobra decyzja, żałuję tylko że nie nastąpiło to jakieś dziesięć lat wcześniej.

Redakcja: Co ma Pan na myśli?
Vincent Tworzywo: Jeszcze tego samego dnia, kiedy wszystko pozamykali, wytwórnia FOGs ogłosiła, że za ten miesiąc nie dostanę wypłaty. To natychmiast otworzyło mi oczy - zostałem z niczym, nie miałem nawet za co zrobić zapasów. To czy muzea, albo uczelnie zostały zamknięte, było dla mnie bez znaczenia, ale pośrednio odmieniło to moje życie.

Redakcja: Po takiej wiadomości pewnie trudno jest się pozbierać?
Vincent Tworzywo: Nie mając co jeść, nie ma czasu na rozterki, byłem zmuszony zmienić styl życia, a nawet miejsce zamieszkania. Opuściłem miasto i wyemigrowałem na wieś. Na tych obszarach dawno temu moi dziadkowie dzierżawili ziemię pod uprawy. Pozostało mi pójść w ich ślady. Zająłem się rolą, ale prawdziwą, a nie tą z filmu. Zasiałem już koper, bazylię, szpinak, rzodkiew, teraz czekam na kwiecień. Kiedy zrobi się troszeczkę cieplej zasieję groch, bób i cebulę.

Redakcja: To skuteczny sposób na przetrwanie okresu pandemii?
Vincent Tworzywo: To nie jest sposób na przetrwanie żadnej pandemii, to jest sposób na szczęśliwe życie. Odkąd wyjechałem, czuję że żyję. Mam stuprocentowy kontakt z naturą, z roślinami ze słońcem, z deszczem. Cały czas siedzę na polu, ręce mam czarne od kopania w ziemi. Fakt roboty jest dużo - od świtu do zmierzchu, jestem wygłodzony i spragniony, ale to wszystko sprawia że teraz nawet woda ma smak. To niesamowite uczucie.

Redakcja: Każdy znalazł by tyle odwagi by wybrać podobną drogę?
Vincent Tworzywo: Myślę, że ta droga przyjdzie do nas sama, że ludzkość wkrótce przeskoczy całe to cywilizacyjne piekło i powróci do korzeni. Rozwój i pościg był konieczny żeby odpowiedzieć na różne nurtujące nas pytania. Niestety na wiele z nich nigdy nie poznamy odpowiedzi, każdy którego świadomość do tego dojrzeje, znajdzie się po mojej stronie, na polu pod gołym niebem, w obdartych ciuchach i bez "dumb-phona" w kieszeni.

Redakcja: Kiedy przyjdzie zima nie zmieni Pan zdania?
Vincent Tworzywo: Jestem przekonany na 99%, że nie zmienię zdania. Mam tu szałas, bieżącą wodę w rzece, a dzięki globalnemu ociepleniu zimy są coraz łagodniejsze. Za klika lat przerzucę się na uprawę mandarynek i jakoś to będzie.

Redakcja: W takim razie życzymy powodzenia. Będzie jakiś kanał gdzie będzie można Pana obserwować? Instagram, fb?
Vincent Tworzywo: Tylko off-line... Hahaha.


Styczeń 2020

Norman Fogs nowym prezesem wytwórni filmowej

Niespełna sześć lat temu miało miejsce otwarcie kanału filmowego FOGs. Podczas tego okresu wytwórnia zrealizowała zaledwie kilka głośniejszych tytułów wśród których znajdują się m.in. "Alotropia nauki", "Pod parasolem czarnego piaru" czy "Równanie Banialuki". Największą internetową popularność zyskał teledysk "Elektryczne Gitary - Nie jestem sobą (Unofficial Video)" który został odtworzony aż 2180 razy i do tej pory zyskał 36 polubień. Ale czy to wystarczy? Do rozmowy na temat kondycji przedsiębiorstwa i jego przyszłości zaprosiliśmy Normana Fogsa nowego prezesa wytwórni filmowej.

Redakcja: Panie prezesie, pierwsze pytanie brzmi: jak to się stało że został pan obsadzony na tak wysokim stanowisku?
Norman Fogs: Od zawsze interesowałem się działalnością kanału Fogs, i to nie tylko dlatego, że nazwa wytwórni brzmi jak moje nazwisko. Po prostu uważam, że treści przedstawiane na kanale są odpowiednio dalece odbiegające od rzeczywistości, a to wydaję się w obecnych czasach odpowiednim kierunkiem.

Redakcja: Odpowiedni kierunek? W takim razie jak wytłumaczy pan tak niską oglądalność?
Norman Fogs: To prawda, fakt niskiej oglądalności był dla mnie zastanawiający od samego początku. Być może wytwórnia po sześciu latach działalności postanowiła to zmienić i dzięki temu zostałem zatrudniony. Jednak dla mnie oglądalność nie ma żadnego znaczenia. Liczy się to żeby coś się działo, żeby nie siedzieć jak to mówią z założonymi czółkami.

Redakcja: Czy fakt że jest pan ślimakiem nie wpłynie na częstotliwość premier filmowych?
Norman Fogs: Owszem, mam nadzieje że wpłynie, w pozytywnym sensie. Powiedzmy sobie szczerze, liczbę filmów wyprodukowanych przez studio w ciągu pierwszych sześciu lat można policzyć na palcach ludzkiej ręki. Nie sądzę aby ta liczba drastycznie spadła. Po za tym, kiedy zostałem prezesem otrzymałem wgląd do archiwów. Malo kto wie, że nie wszystkie dotychczasowe realizacje były publikowane. Kilka materiałów wystarczy odrobinę poprawić i będą gotowe na premierę. Gdybym chciał mógłbym nic nie robić przez dobre dwa lata, a nowe filmy wciąż by się ukazywały.

Redakcja: "Tego roku Studio Filmowe Mgła planuje wielki powrót ekrany polskich kin" - taka decyzja zapadła na zebraniu komisji nadzwyczaj której pan przewodniczył. Prosimy o kilka słów więcej na ten temat.
Norman Fogs: Wpisaliśmy do naszej strategii częstsze seanse kinowe. W śród potencjalnych odbiorców zauważyliśmy poparcie jeśli chodzi premiery i pokazy kinowe. Jak twierdzi większość ankietowanych film bez kina nie istnieje.

Redakcja: W takim razie kiedy możemy spodziewać się kolejnej premiery kinowej?
Norman Fogs: Prawdopodobnie dopiero w październiku. Za to lada chwila na Fogsie pojawi się film o superbochaterce, który nie miał jeszcze oficjalnej premiery online. Fakt że produkcja była wyświetlana na ekranie kinowym w 2018 roku ale wtedy nie okazała się sukcesem. Postanowiłem przyjrzeć się produkcji i naprawić liczne niedociągnięcia. Dodano m.in. muzykę i wcięto połowę zbędnych ujęć. Dodatkowo nowy tytuł ma potencjał postawić dzieło na nogi i zyskać mu popularność.

Redakcja: Film był zgłaszany do konkursu 48HFP, z tego co wiem wśród członków komisji kwalifikacyjnej zyskał miano "krypto reklamy". Nie obawia się pan krytyki?
Norman Fogs: Jedynym krytykiem który mógłby to negatywnie ocenić jest Główny Krytyk Specjalista. Do takiego zdążenia jednak nie dojdzie. Doprowadziłem do ujawnienia jego tożsamości. Kiedy okazało się że jego komentarze podbijają posty na fb, od razu podjąłem decyzje o jego zatrudnieniu. Kilka moich ludzi dostało na niego namiary. Okazało się że to Vincent Tworzywo. Od tego toku pracuje dla wytwórni na stanowisku krytyka generalnego.

Redakcja: W waszym zespole pracuje również Ćma Jessica. Czy to prawda że ona jedyna nie ma żadnego profilu w mediach społecznościowych?
Norman Fogs: Tak, to prawda. Znam Jessice od małego, to ja załatwiłem jej tą robotę. Obecnie jest naszym rzecznikiem prasowym, ściśle współpracuje z "The Morning FOGs" i odpowiada na wszystkie zapytania mediów niezależnych. Postanowiła jednak pozostać w cieniu, nie leci do światła jak jej koleżanki i za to ją szanuję.

Redakcja: Ostatnie pytanie: jak widzi pan przyszłość wytwórni za 10 lat?
Norman Fogs: Dziesięć lat to dużo, w takim czasie można prześlimaczyć się z Warszawy do łodzi i popłynąć do Hooly-wood. jednak myślę że taka droga nie będzie konieczna. Przy odpowiednich nakładach finansowych i bezbłędnym zarządzaniu już odpalimy coś dobrego, a Oskara w hoolywood będzie odbierał nasz pełnomocnik, bo sami będziemy zajęci realizacją jeszcze lepszych produkcji.